Lato w powietrz…

Lato w powietrzu. Ale nie to jest ważne. Ważne jest to, że w końcu je czuję. Może jest to uczucie, którego słowa nie potrafią zbyt dobrze opisać, ale jednak. Składa się na nie kilka czynników, charakterystyczny zapach w powietrzu, pora, temperatura czy nastrój – połączone dają ten jakże dziwny stan. I chociaż w mojej głowie panuje chaos równie trudny do opisania to jest dobrze. I oby tak było. Lunatyk na dobre się rozleniwił, ale przecież są wakacje. Wszyscy musimy kiedyś odpocząć. Tymbardziej, że już niedługo męcząca droga przede mną. Tak więc odpoczywajmy. I do usłyszenia!

 

Świta

A myśli moje odpływają, biegną, lecą. W stronę Kawartha Lakes. Wiele się zmieniło, dużo by pisać. Nie warto. Świta. A Lunatyk paradoksalnie przestał lunatykować. Choruje, cierpi na życie, nieuleczalną chorobę która pożera jego mózg w całości. Mimo wszystko, zdaje się kochać ten stan. Tak, kocham żyć, nawet naiwnymi nadziejami. Na razie nadmuchany nimi balon, którym lecę, zdaje się nie opadać. Jeszcze trochę.Obrazek

Czarne chmury

wiszą nad miastem już od samego rana. Jeżeli coś zdaje się nieuniknione to z pewnością jest to deszcz. I gdyby nie hałas w mojej głowie, pulsujący z coraz większą częstotliwością to może bym się nawet na ten deszcz cieszył. Czasami warto pogapić się w krople spływające po szybie. Dzisiejsza pogoda mi odpowiada. Światu, tak samo jak mnie zbiera się na płacz. Razem z deszczem spadną więc moje smutki i może się z nich otrząsnę. A tym czasem pora wrócić do zwykłego życia, jakże bezcelowego. Z każdym dniem tracę na wartości i nie mogę się od tego uczucia uwolnić. Bezcelowość mnie zabija. A deszcz dalej sieka powietrze, jak bezduszny kucharz…

I znowu

Nadchodzi ten okres, który zazwyczaj wspominam bardzo pozytywnie. Powraca co rok, ot tak. A później dziwnym trafem pod jego koniec do drzwi puka nostalgia, zagląda do mojego pokoju przez okno, snuje się za mną myśląc, że jej nie wyczuwam. Ale zanim ją powitam pora naładować baterie mnóstwem pozytywnej energii i planów na najbliższe cztery miesiące. W tym roku zamierzam spędzić je aktywnie i żeby postanowienia dotrzymać zaczynam od zaraz. Tak więc ruszam moje leniwe dupsko i zabieram się do pracy, siedząc nic nie zdziałam, mam już z resztą dosyć kopania coraz głębszego dołka pod sobą. I nie próbuj mi przeszkadzać, wstrętny pesymizmie, zrywam z tobą. Nasz związek od dawna był skazany na niepowodzenie, bowiem odkryłem, że patrzenie z nadzieją w przyszłość leży w naturze człowieka. I chociaż wiem, że niejeden wieczór spędzimy razem, bo pozostaniesz bądź co bądź moim kumplem, to chwilowo potrzebuję zmiany. Na lepsze. Tak więc bez owijania w bawełnę, do dzieła!

 

…ach, ta euforia. Dziwna bestia. Czasami się nie można nadziwić, co z człowiekiem potrafi zrobić.

Niewidzialni

Cóż, ostatnimi czasy zbiera mi się za bardzo na myśli czysto filozoficzne, zgadzam się z tym faktem. Niemniej jednak są one czymś spowodowane, istnieją czynniki które każdego dnia skłaniają mnie do myślenia. Jak długo przyjdzie nam udawać, że wszystko jest w porządku? Człowiek jest z natury istotą destruktywną, dąży do zniszczenia. Siebie, innych oraz otoczenia w którym się znajduje. Wszystko w imię idei wyższości gatunku ludzkiego nad wszelkim pozostałym życiem. Tak więc rozczaruję teraz wyznawców owej ideologii. Jesteśmy niewidzialni, mikroskopijnie nieistniejący w nieskończonym gąszczu materii, pędzimy przez ciszę i pustkę, zmierzamy donikąd. Podróż ta jest krótka w kontekście wszechświata, stąd też winni jesteśmy szanować to, co nam dane. Kochajmy ludzi, zachwycajmy się naturą, jej najmniejszymi detalami nim znikną… całkowicie.  Życie bowiem bywa kruche i jeden zadany mu cios może je zmienić o 180 stopni. Na dzisiaj to chyba tyle. Powiedzmy, że jestem na etapie doceniania ludzi, którzy stanęli na mojej drodze, nierzadko zupełnie przypadkowo.

Samotność

 Stwór bardzo dziwny. Dwulicowa, pożądana bądź nienawidzona. Gotowa dźgnąć nas swym długim paluchem w momencie w którym najmniej się tego spodziewamy, snuje się za nami jak cień, abstrakcyjna zjawa. Przebywając z nami zbyt długo potrafi pociągnąć nas na dno smutku, pozostawiona sobie wywołuje w nas żal i tęsknotę, chociaż tak naprawdę jest do nas przyszyta nićmi człowieczeństwa, zawsze gotowa objąć nas, kiedy innych najemy się po uszy. Cicha lub głośna, nigdy umiarkowana po prostu jest – chociaż tak naprawdę nikt nie wie dlaczego.

Szczyt hipokryzji

Przeglądając ostatnio skrajnie prawicową, żeby nie powiedzieć katolicką publicystykę natknąłem się na kilka artykułów  (których to autorów myślę, że nie warto wspominać bo i nie o tym chcę teraz napisać), oczy moje wręcz wytrzeszczyły się ze zdumienia jak dwulicowi potrafią być wyznawcy wspomnianej już prawicowej ideologii. Śmiem wątpić istnienia odpowiedniej jednostki miary dla hipokryzji, jaką przejawiają. Zapieranie się stuprocentowej tolerancji, słodzenie, maślenie, cud, miód i orzeszki – w konkluzji natomiast, paradoksalnie „chrońmy dzieci i nastolatków – chcemy żeby byli przecież [i tu kluczowe słowo] normalni„. Jeszcze nie wiem, czy taki przejaw obłudy wynika z braku wiedzy, czy może jest celową manipulacją (ba! jakże w tym wypadku umiejętną!) słowa, ale wywołuje u mnie dość kontrowersyjne chęci zwymiotowania na czytaną treść. Tak więc Polacy i Polki: bądźcie tolerancyjni, ale nas unikajcie, bo nie daj Boże jeszcze się zarazicie.

Otwieracz do oczu

Myślę, że każdy z nas ma w ciągu dnia takie chwile, kiedy wspomina wydarzenia z przeszłości i analizuje czynniki które mogły by w pewien lub inny sposób wpłynąć na jego charakter bądź światopogląd. Biorąc pod uwagę panującą już od jakiegoś czasu pandemię ignorancji, debilizmu i hedonizmu u podstaw materialnego postrzegania rzeczywistości łapię się za głowę wciąż nie mogąc pojąć jak sprawnie ta nakręcona maszynka zwana „wolnym światem” działa. Dlaczego, pytam więc, będąc wychowankiem takiego a nie innego świata mimo wszystko obchodzi mnie to, co dzieje się poza sferami mojego życia osobistego? Czy nie winni jesteśmy brać przykład z milionów ludzi, których nie obchodzi nic innego poza czubkiem własnego nosa? Jak daleko sięgają szpony materializmu? Cóż, wystarczy rozejrzeć się dookoła i poszukać przykładów chociażby na ulicy. Już od dziecka ma miejsce indoktrynacja pewnych zachowań i reguł – nagradzanie dzieci dobrem materialnym za dobre sprawowanie jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, chociaż wcale nie twierdzę że takie postępowanie w rozsądnych ilościach nie potrafi budzić również zdrowych i pozytywnych zachowań. Problem polega na tym, że dzisiaj wymienionym już wcześniej dobrem materialnym staramy się często zastąpić dobra nieco bardziej abstrakcyjne, by nie powiedzieć duchowe. Emocje, okazywanie uczuć, empatia – te pojęcia stają się coraz bardziej obce społeczeństwu, któremu z każdym krokiem dalej jest od człowieczeństwa. Zaczynamy przypominać bezmózgą masę, która w zamian za obietnicę czysto materialnych przedmiotów jest gotowa zrobić w zasadzie wszystko. Ludzi mierzy się nie na podstawie charakteru, a liczbie fakultetów, samochodów i zer na koncie bankowym. Nie posiadasz chociaż jednego? Kim ty w takim razie jesteś? Dla dzisiejszego świata się nie liczysz. Ta sama zasada sprowadza się do przyjemności cielesnej. Zrób mi dobrze, ale tylko przez pięć minut, później gówno mnie obchodzi, co się z tobą stanie. Zasada chusteczki jednorazowej dość dobrze oddaje przedmiotowość z jaką ludzie traktują siebie nawzajem. „Co w rodzinie, to nie zginie”, ale po reszcie można śmiało podeptać. Bezwzględna maszyna, pisk-zgrzyt.

Jakby tego było mało, media również starają się „trzymać poziom” serwując serię ogłupiających obrazów w których mało jest miejsca na prawdziwie ludzkie wartości.

Wracając teraz do początku mojej idei: zastanawiałem się co sprawiło, że jestem dzisiaj w stanie analizować taki stan rzeczy, że widzę jeszcze, chociaż coraz bardziej za mgłą co się na tym świecie dzieje. Cóż – jak już wspomniałem pewne czynniki mniej lub bardziej wpływają na postrzeganie tego, co nas otacza, w szczególności jednak odkrycie i akceptacja mojej orientacji seksualnej zadziałała jak metaforyczny otwieracz do oczu. Zacząłem się zastanawiać z jakiej racji z góry przypina mi się etykietę „tego złego”. Czy to dlatego, że nie działam w określony sposób? Że nie chcę być bezmózgą maszynką? Że łamię pewne szeroko przyjęte stereotypy? W takim razie wybaczcie mi, ale nie chcę również wiedzieć czy Adam wygrał milion lub kto jest ojcem Pablito.

Witamy na pokładzie

Zabawne, że miał się tutaj znaleźć wpis otwierający mojego bloga a zamiast niego będzie zapewne stek bzdur które każdy początkujący blogger wypisuje bo tak jest „fajnie”. Cóż, wszelkie wypociny na „dzień dobry” pozwoliłem sobie umieścić w dziale „o mnie”, dając czytelnikom wolność (czysto teoretyczną) wyboru, czy owe wypociny chcą czytać czy bądź też nie. Kontynuując: Pomysłów na ten pierwszy wpis miałem wiele, zważywszy jednak na to że jest dość późno bądź też wcześnie, zależnie od punktu widzenia wszelka wena twórcza się z mojej jakże pojemnej łepetyny ulotniła. Z tego też powodu staram się zapełnić kilka linijek ubierając myśli w całkiem zwięźle i ładnie wyglądające słowa. Tak na marginesie błądząc teraz we własnych wspomnieniach uzmysłowiłem sobie, że jest to ta sama technika którą zwykłem stosować pisząc wszelkie egzaminy bez uprzedniego starannego przygotowania; dedukując więc logicznie można wywnioskować, że do pisania bloga się nie przygotowałem. Licząc na to, że jutrzejszy dzień przyniesie garść aktualności oraz wydarzeń które będzie można skomentować ponowię teraz moje nieudaczne próby zaśnięcia i przy odrobinie szczęścia Morfeusz będzie dla mnie łaskawy. Poza tym z braku tematu sam zdążyłem zauważyć, iż niezmiernie przynudzam.

 

Reasumując: Witam na pokładzie, lunatycy!