I znowu

Nadchodzi ten okres, który zazwyczaj wspominam bardzo pozytywnie. Powraca co rok, ot tak. A później dziwnym trafem pod jego koniec do drzwi puka nostalgia, zagląda do mojego pokoju przez okno, snuje się za mną myśląc, że jej nie wyczuwam. Ale zanim ją powitam pora naładować baterie mnóstwem pozytywnej energii i planów na najbliższe cztery miesiące. W tym roku zamierzam spędzić je aktywnie i żeby postanowienia dotrzymać zaczynam od zaraz. Tak więc ruszam moje leniwe dupsko i zabieram się do pracy, siedząc nic nie zdziałam, mam już z resztą dosyć kopania coraz głębszego dołka pod sobą. I nie próbuj mi przeszkadzać, wstrętny pesymizmie, zrywam z tobą. Nasz związek od dawna był skazany na niepowodzenie, bowiem odkryłem, że patrzenie z nadzieją w przyszłość leży w naturze człowieka. I chociaż wiem, że niejeden wieczór spędzimy razem, bo pozostaniesz bądź co bądź moim kumplem, to chwilowo potrzebuję zmiany. Na lepsze. Tak więc bez owijania w bawełnę, do dzieła!

 

…ach, ta euforia. Dziwna bestia. Czasami się nie można nadziwić, co z człowiekiem potrafi zrobić.